7 rano wyjazd busem z BKK w kierunku pogranicza, ok 13tej jestesmy w Kambodzy
mala szopka na granicy w Poi Pet, urzednikom kambodzanskim nie udalo sie niestety opchnac nam swiadectw kwarantanny, zezwolen, dodatkowej wizy czy innych bzdur, transport za rada Grzesia i Jowity mielismy z hostelu Two Dragons http://twodragons-asia.com/, prowadzonego przez sprytnego - gdybym nie byla kulturalna to powiedzialabym - glupio-madrego Amerykanca Gordona Sharplessa i jego zone Khmerke. Myto za konwojowanie nas na przejsciu i w okolicy mafii taksowkarskiej z pogranicza ($45) podzielilismy na 4rech, dzieki temu ze w ogonku do kontroli paszportowej poznalysmy wesolego Rako z Hiszpanii, chlopaka z opaska w pastel melanz porzadkujaca dredy. Wlasnie zaczynal wakacje od Erazmusa w Nowej Zelandii i znal Polske z wooow! relacji kumpli, dodam, ze notawania elektronicznej mysli polskiej poszybowaly jak w bioton w lepszych czasach, kiedy wypalilismy w taksi e-papierosa :]
bear hug i good luck w Siem Reap, live your dreams do not dream your life
Gordon jest zaangazowany w to miejsce, wyprowadzil sie z USA, spisal swoje spostrzezenia i pulapki przygraniczne w drodze do Siem Reap na: http://www.talesofasia.com/, warto zajrzec, porzadkujace info, nie bez tendencyjnosci i zlotych mysli pachnacych wujem samem anyway ;>
trudno miec za zle, ze dba chlopina o swoje najwazniejsze historie - dzieciaczki, interes i ogolny dobrostan familii
menu frapujace - saussage salad, suki with seaf, morning glory znowu, ryzyk-fizyk
jedzenie to podwojna lamiglowka: raz - nie wiesz czy dostaniesz, co wydaje ci sie, ze zamawiasz, i dwa ze nie sposob zidentyfikowac smakow roslin i dodatkow bez dluzszej praktyki :)
my juz przyzwyczajeni, zeby spodziewac sie PRAWIE mniej-wiecej tego, o co poprosilismy, a raczej wydaje sie ze poprosilismy ;]]
w trasie za szybka Toyoty Camry (na marginesie: czy ktos umie wyjasnic na czym polega deal Kambodzy z Toyota? prawie nie ma tu innych aut) ciagna sie wsie z podniesionymi na palach chatynkami z bambusa, pokrytymi strzecha, bez okien, drzwi, cegiel i murow, wsrod dracen, kokosow i palm bananowych sliczne - brzydkie
jednoczesnie,
nedza uderzajaca, rybacy w przydroznych niby rzeczkach - kanalach melioracyjnych lowia mule, odbywa sie zwyczajne zycie, przyroda laskawa dla Kambodzy, tuszuje ta mizerie
dobrze pamietac, ze kraj ledwo od dziesieciu lat jest wolny od rezimu Pol Pota, ktory wymordowal 1/4 niewielkiego przeciez narodu, na ulicach nie widac starszych ludzi, nie spotykamy ich tu wogole.
terytorium bylo zaminowane, ofiary-swiadkowie zyja zwyczajnym trybem, widac ludzi w srednim wieku bez konczyn, bez oka, poparzonych.
nieczesto
na duzej petli w Parku Archeologicznym Angkor jakby wiecej. Spotkalam mezczyzne z urwanym przedramieniem, ktory przechadzal sie z kolega, trzymajacym kaleke za ten kikut, szli, palili papierosika, zartowali, nagle facet sie odwrocil i mnie zapytal: 'Do you want to take a picture of me?"
bez lamentu bez zalu - to buddysci, pamietajcie o tym tez
tylko oczy mnie zapiekly a w gardle urosla kula
co znaczy slowo 'nieludzkie', jesli ludzie potrafia robic sobie wzajemnie takie rzeczy
w okolicach gospodarstwa pasa sie obojetne na zmotoryzowanych dostojne krowy-modelki, widoczna anoreksja, zebra latwo policzalne - zaryzykuje - oszalamiajaco ksztaltne, bezowe, brazowe, ecru
koguty intensywnie umaszczone, mniejsze niz nasze
oczywiscie watachy bezpanskich psow, strasznie do siebie podobnych i koty z 5-centymetrowimi ogonami jako pomponik (to rasa mink), widzielismy takie tez w Bangkoku.
przecznice dalej odszukalismy zdeponowanych w hostelu SunRise za 5 dolkow od duszki znajomych, ktorzy zgodnie z ksiazka, byli pierszymi goscmi od czterech miesiecy, gospodarze mieli bal i sie nimi szczycili wrecz, a na wyposazeniu lazienki znalazl sie nawet grzebien (co prawda nieco naduzyty, ale prosto z serducha darowany)
slonce sie chowa, my na wedrowke, zeby zbadac kontekst w jakim sie znalezlismy, latarnie dotycza jedynie ekskluzywnych ulic z holtelami z innej planety, u nas ciemno jak w .. paszczy negroidalnej czy cos ;]
uliczki tetnia zwyklym zyciem, rodzice odbieraja dzieciaki w mundurkach z obowiazkowo wyszytym imieniem z zadbanej nowej szkoly, ruch zdominowany przez tuktukowcow (motoryksiarzy), rowery i skutery, auta rzadko, a jesli juz - zaladowane po brzegi kilkunastoosobowa zaloga pick upy Toyoty
przystojni chlopcy sprzedaja ze stolika benzyne na butelki jeszcze ze starymi nalepkami, zauwazam 'Johny Walker black label' np ;>
maja tez szpryce do tankowania skuterow
wslizgujemy sie na dziedziniec swiatyni przez niedomknieta furtke
w dziedzincach swiatyn panuje zawsze taka wsysajaca cisza, jakby przechadzac sie po kolana w puchu, pozdrawia mnich w pomaranczowych szatach, w pomocniczych pomieszczeniach bez okien i drzwi, przy bladej swietlowce asystenci klasztorni i inni ucza sie angielskiego, podchodzi chlopiec, ze szkola jest droga, 10 dolarow za miesiac, wiec czy moglby wykorzystac chwilke na pogawedke po angielsku. O. W wykorzystywaniu 'czasu danego teraz' koniec koncow jedynego realnego cwiczymy sie i my pilnie ;]
snujemy sie po ogrodzie muzyczka swierszcza, bardziej na migi, troche po polsku taka wspolna lekcja wynika "czesc Polska" - 'Suasedai'
o hun - dziekujemy
elektrycznosc w systemie pajeczym mieszanym
kable biegna jeden pod drugim w kilkunastu rzedach, czasami wisza i leza